Jeśli słyszysz jakiś podmuch z Nieba

sławomir olejniczak

Coraz częściej słychać dziś głosy, że następuje teraz ogromne wylanie darów Ducha Świetego. Największe od czasów pierwszych chrześcijan. Czy w tych słowach kryje się przesada? Wszak od dawna uznawaliśmy, że rozwój duchowości chrześcijańskiej nastąpi poprzez masowe nawrócenia. Jedno i drugie dokonuje się, z tym, że nie zawsze blisko nas i na naszych oczach.

Duch Święty działa bezpośrednio lub posługując się ludźmi. Tu na Ziemi trudno nam przewidzieć jego kolejne posunięcia, ale te już dokonane są szczególnie widoczne w dobie kolejnych zawirowań, jakie mają miejsce w Kościele. Obecność Pocieszyciela w świecie doczesnym ma człowieka dotknąć bardziej niż jego codzienne życie, pozwolić mu wypłynąć na głębię życia duchowego.

Weźmy na przykład takie wydarzenie jak „Jezus na stadionie” z udziałem ojca Johna Baptisty Bashobora. Czyż nie przykuwała uwagi i nie tworzyła ogromnego wrażenia masowość tego spotkania? Czy nie wyglądało to pięknie, gdy dziesiątki tysięcy ludzi tak ekspresyjnie modliło się do Boga?

Efektowne nie zawsze znaczy efektywne. Minęły lata. W 2020 roku świat oszalał ze strachu przed wirsuem Sars Cov-2. Czy koronawirusowy kryzys nie jest dla nas okazją do wyciągnięcia wniosków także na bazie przytoczonego przykładu o. Bashobory? Przecież nie czyni on nic złego, przeciwnie – mobilizuje ludzi do aktywności religijnej. Ale robi to tylko przez masowość i przestrzeń publiczną, przez eskpansywne przeniesienie sacrum do strefy profanum. Co nam zostało z tego dzisiaj?

Doświadczony działacz społeczny Sławomir Olejniczak powiedział niegdyś, że diabeł nie ukrywa tego, gdy ktoś nadepnie mu na ogon. Jego zdobycze na tym świecie rosną z każdym kryzysem. I teraz, kiedy widzimy, że w najbliższym czasie nie ma szans na żadne duże publiczne wydarzenie, kiedy wszelką inicjatywę na większą skalę paraliżują limity wiernych w kościołach, czy nie warto sięgnąć do sprawdzonych wzorców? A są takie, i to uświęcone przez Kościół.

Sławomir Olejniczak miał rację. Weźmy taką postać: św. Jan Maria Vianney, znany współcześnie jako patron proboszczów. Kiedy wiązały go różne doczesne ograniczenia, np. niemożność spowiadania wiernych, on niestrudzenie, na ogromną skalę, chrzcił, udzielał ślubów, oraz nauczał religii. Jako proboszcz z Ars, w dobie krwawej rewolucji antychrześcijańskiej, chodził w przebraniu po kryjomu i udzielał sakramentów. Przebył niezliczoną liczbę kilometrów do wiernych. Nikomu nie odmawiał pomocy, a całą swą proboszczowską dolę dzielił w dobrach i banknotach, po czym rozdawał ubogim.

Można, a nawet trzeba działać po katolicku w czasie pandemii, w takich warunkach, jakie mamy do zagospodarowania. Bóg już nas wybrał. A skoro wybrał, to i posłał żebyśmy owoc przynosili. Powinniśmy go za to uwielbiać, oddać mu się i uwierzyć, że głos, który słyszymy jest właśnie dla mnie. Dlatego wyjdźmy z cienia i naszej strefy komfortu i pozwólmy Mu działać. Wtedy zobaczymy prawdziwe cuda, które On będzie poprzez nas czynił.

Przeczytaj także: Kult Miłosierdzia Bożego w Polsce

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *